Przepiękny, prawdziwy, świeży, brutalny, szczery, trudny, autorski, naturalny, oryginalny, świetny!
Jest to bez wątpienia tak dobry film, że śmiało można o nim napisać arcydzieło. Córka nagrodzonego Oscarem argentyńskiego reżysera dokonała chyba rzeczy jeszcze większej od ojca (choć póki co jest nominowana). Przedstawiła nam naturalistyczną wręcz minimalistyczną opowieść o płci i paradoksach z nią związanych. Zrobiła film, który nie jest estetyczny tzn. nie ma w tym dziele makijażów, pustych czy niepotrzebnych dialogów, podniosłej, pompatycznej muzyki. Wszystko od początku do końca w XXY jest napędzoną machiną rozwiązującą się w dzieło mistrzowskie, majstersztyk. Kino ambitne to za mało powiedziane, a może za dużo... To kino poezja bowiem wszystko dosłownie wszystko łącznie ze scenografią i jej kolorystyką, muzyką i dialogami robi tu na widzu ogromne wrażenie i łączy się przy tym w jedność, która jest niepowtarzalna. Po obejrzeniu takiego filmu miałem ochotę włączyć go od nowa bo to kino, które się pochłania każdym zmysłem. Czuję się go! Aktorzy lepsi niż w hollywood, a bohaterka Alex pociąga widza by chwilę później odepchnąć nas i odrzucić.
ps
Proszę mi wybaczyć chaotyczność, niespójność myśli ale jestem najwyraźniej jeszcze pod wpływem filmu i za wiele chciałbym wyrazić.
XXY - 10\10